Produkcje Marvela to nie lada gradka dla wszystkich fanów superbohaterów. Zapierające dech w piersi efekty i spora dawka humoru to wizytówka wytwórni. „Ant-Man” to kolejny film, który pokazuje, że Marvel zna się na rzeczy.
„Ant – Man” opowiada historię Scotta Langa, którego poznajemy w ostatni dzień jego 3-letniej odsiadki w więzieniu. Próbuje zakończyć karierę złodzieja i naprawić stosunki z córką. Jednak odrzucony przez społeczeństwo ze względu na swoją przeszłość powraca do starego fachu i wraz z kilkoma kumplami napada na dom Hanka Pym’a. W sejfie znajduje jedynie nietypowy strój. Okazuje się bowiem, że to Pym zaplanował całą akcję i podstawił pod nos Scotta jego największy wynalazek – substancję zmniejszającą człowieka do rozmiarów mrówki. I tak rozpoczęła się jego przygoda jako superbohatera. Uczy się wykorzystywać możliwości kostiumu aby skraść podobny wynalazek – tzw. Yellowjacket, który wyszedł spod rąk ucznia Pryma Darrena Crossa
Marvel opowiada drugi akt historii o Ant-Manie. Nie skupia się bowiem na jego wynalazcy i pierwszym właścicielu dr. Hanku Pymie lecz jego następcy. W ten sposób wprowadza powiew świeżości w historii znanej fanom komiksu. Paul Rudd idealnie sprawdza się w głównej roli. Jest przystojny, zabawny i pomimo wad, szlachetny i dobry. Dokładnie taki jaki powinien być superbohater. Natomiast Michael Douglas ponownie pokazał klasę i świetnie sprawdza się w roli mentora.
Scotta i Hanka połączyły podobne stosunki rodzinne. Każdy z nich bowiem ma problemy w kontakcie z córkami. Scott próbuje odzyskać zaufanie byłej żony i częściej spotykać się ze swoim dzieckiem. Hank natomiast po śmierci żony odtrącił córkę. Teraz, dorosła już kobieta, ma żal do ojca i choć się z nim nie zgadza pomaga w realizacji planu. Kontakty rodzinne obu bohaterów są mocną osią narracji. Podkreślają jak ważna jest rodzina i że każdy problem da się naprawić szczerą rozmową.
Jak na filmy Marvela przystało po raz kolejny mamy do czynienia z produkcją o doskonałych efektach specjalnych. Sceny z Ant-Manem i mrówkami są dopracowane i niezwykle realistyczne. Oprócz tego atutem jest warstwa humorystyczna produkcji. Bawią sytuacje ale także bohaterowie. Prym wiedzie tu jeden z przyjaciół Scotta, Luis (w roli Michael Peña), którego kwestie rozbawiają do łez.
Do „Ant-Mana” podchodziłam z niepewnością. Bowiem czym mógłby zainteresować film o człowieku-mrówce? Okazuje się być jednak lepszą produkcją niż tegoroczni Avengersi. Nie jest miałki i daje widzowi rozrywkę na wysokim poziomie, rozpalając apetyt na więcej. Z pewnością każdy, kto obejrzy „Ant-Mana” będzie z niecierpliwością oczekiwać kolejnych przygód małego bohatera.