Duża dawka przekleństw, alkoholu i innych używek oraz garść humoru niskich lotów. Tak w skrócie można opisać pierwszą część przygód gadającego misia Teda.
„Ted” wszedł do kin w 2012 roku i stał się wielkim komediowym hitem. Skuszona pochlebnymi opiniami i powszechnym szałem w końcu zdecydowałam się obejrzeć film. I niestety zawiodłam się. Spodziewałam się zabawnej i nieszablonowej produkcji a trafiłam na prymitywny humor i dość ograniczoną fabułę.
Film prezentuje historię Johna (wcielił się w niego Mark Wahlberg) i jego pluszowego misia. Chłopca poznajemy w wieku 8 lat. W święta pod choinką znajduje pluszową maskotkę, która staje się jego najlepszym przyjacielem. W wyniku wypowiedzianego życzenia miś ożywa i jest nieodłącznym kompanem John’ego. Jego dziewczyna, Lori (w tej roli Mila Kunis) zaczyna czuć się zmęczona obecnością Teda i stawia Johna przed trudnym wyborem – miłość czy przyjaźń?
Pomysł na umieszczenie maskotki w dorosłym świecie i nadanie jej bardziej niegrzecznych cech jest oryginalny i zapowiadał ciekawą produkcję. Niestety producenci skupili się bardziej na stronie humorystycznej ograniczając fabułę do kilku mało rozbudowanych wątków. Żarty także nie są wizytówką filmu. „Ted” to typowa głupia komedia, w której najlepszym numerem jest „zjarany” miś czy zrobienie na podłodze swoich potrzeb fizjologicznych. Część widowni z pewnością uśmieje się z tego typu żartów. Ja niestety, czułam się raczej zażenowana niż rozbawiona. W kilku momentach lekko się uśmiechnęłam. I tyle.
Plusem filmu jest z pewnością dobranie aktorów. Mark Wahlberg i Mila Kunis świetnie wcielili się w główne role. Są dość zabawni i dobrze czują się w swoim towarzystwie. Nie widać w ich relacjach sztuczności i dzięki temu film ogląda się z większą przyjemnością. Wątek z Flashem, superbohaterem i idolem z dzieciństwa Johna i Teda to ciekawe urozmaicenie filmu. Jednak aby zrozumieć go w pełni trzeba znać choć trochę samego bohatera. Reszta postaci jest bardziej epizodyczna, ich historie są spłaszczone do wspominek. Nie zdołamy nawet zapamiętać ich imion, co niestety nie wpływa dobrze na odbiór filmu.
„Ted” to typowa produkcja odmóżdżająca. Nie wnosi ze sobą żadnych większych wartości, podkreśla tylko, że w życiu ważna jest zarówno miłość jak i przyjaźń. Ciekawy i oryginalny pomysł nie został rozwinięty i film z dużym potencjałem nie należy do najlepszych. Jest trochę nurzący i szybko wypada z pamięci. Jeśli chcecie obejrzeć coś lekkiego w leniwe popołudnie możecie spróbować z „Tedem”. Jest jednak wiele lepszych komedii, czy warto więc tracić czas?