O samych inwestycjach mówi się dużo. O przeinwestowaniu względem faktycznie posiadanego kapitału: już mniej. Dotyczy to tradycyjnej giełdy jednak szczególnie mocno jest widoczne (i właśnie tam potrafi “zaboleć” najbardziej. W dzisiejszym wpisie informacje skąd się bierze i jak go unikać.
Przeciętny inwestor zazwyczaj lokuje w akcjach/obligacjach/walutach lub ewentualnie towarach 40-70% posiadanego kapitału. Podobnie spółki które parają się inwestycjami giełdowymi. Gdyby utrzymać ten poziom na niższym pułapie, zysk byłby zbyt niski do posiadanego kapitału w ogóle. Z drugiej strony dochodzi do wspomnianego przeinwestowania które może być przyczyną jednej z najgroźniejszych chorób dojrzałych firm: braku gotówki na nagłe, chwilowe potrzeby.
Dziś skupię się jednak na przykładach dotyczących tylko pojedynczych inwestorów.
Weźmy na tapetę Niewyspanego który chciał zainwestować w kilku różnych kierunkach – w końcu nie można działać na tylko jednym rynku. Czym więcej tym lepiej, ale z rozsądkiem. Niewyspany inwestuje więc 20% w obligacje skarbu państwa – na wypadek gdyby wszystko inne padło, to jest możliwie najbezpieczniejsza opcja odkładania na emeryturę. Kolejne 40% inwestuje w waluty – dzięki dźwigni, mam możliwość inwestycji 100-krotnie większą kwotą. Ostatnie 40% to giełda: inwestycje w wig 20 który jest bezpieczny ale cechuje się wolnymi wzrostami.
Mamy więc widoczne trzy kategorie. Jedna bardzo bezpieczna, druga średnio-bezpieczna i trzecia: waluty – mało bezpieczna ale mocno rentowna.
Co dzieje się dalej? Inwestuję na Forex – zaczyna brakować mi kapitału, jeśli nie dołożę to wszystkie otwarte pozycje zostaną automatycznie zamknięte poniżej punktu otwarcia. Wycofuję więc – oczywiście chwilowo! – część kapitału z WIG20. Z czasem okazuje się że wycofać trzeba było wszystko – wszak chwilowe spadki za moment się odbiją. Niestety.. po intensywnym tygodniu okazało się że dzięki dźwigni właśnie, straciłem cały kapitał. Zostały tylko obligacje…
Spokojnie, to tylko hipotetyczna sytuacja. W realnym rynku przedsiębiorstwa kolejne inwestycje gruntownie sprawdzają i przeliczają a ostateczne decyzje nie są podejmowane pod wpływem chwili. Niestety chwila powoduje że trzeba podejmować szybkie decyzje – inwestować lub wycofać się całościowo. Czym jednak wcześniejsza inwestycja była większa, tym większa presja zarządu: mają być wzrosty. Inwestuje się więc kolejne miliony żeby na końcu stracić wszystko.
Podobne sytuacje można zauważyć w zatrudnieniu: okresowe boomy powodują że skład załogi mocno wzrasta nie malejąc kiedy brak na niego zapotrzebowania. Firma bankrutuje. Co ciekawe, identyczną sytuację możemy obserwować w urzędach i państwowych przedsiębiorstwach. Te jednak dotowane ze skarbu państwa nigdy nie upadną, generując wciąż coraz to wyższe koszty*.
*nie zawsze bezpośrednio – należy wziąć pod uwagę możliwość uprzywilejowania wybranych spółek, tworzenia odpowiednich założeń przetargów czy chociażby faworyzowanie poprzez odpowiednie ustawy.. Czy to źle? Tak – w takich sytuacjach tracą prywatne firmy a rynek jest coraz mocniej kontrolowany odgórnie co z czasem przekłada się na niższy standard życia obywateli – to jednak zbyt szeroki temat by dziś o nim pisać