Trudne tematy – prywatnie i społecznie

Większość z Was na pewno lubi oglądać filmy, ja także nieraz spędzam w taki sposób czas. Nie jestem jednak wielkim amatorem i znawcą kina, raczej oglądam filmy, na które natrafię przypadkowo – coś mnie zainteresuje w ich recenzji, poruszają interesujące tematy – lub te, które są polecane przez znajomych.
Ostatnio obejrzałam dwa filmy: „Kocham Cię od tak dawna” i „W stronę morza”. W tym pierwszym filmie bohaterka wychodzi po 15 latach z więzienia, skazana została za zabicie swojego synka, później dowiadujemy się, że podała mu truciznę, by uśmierzyć jego straszny ból wynikający z choroby. W tym drugim filmie bohater na skutek wypadku zostaje sparaliżowany, praktycznie sprawny jest tylko umysłowo, wobec czego domaga się prawnej zgody na pozbawienie się życia. Nie będę oceniać tych filmów pod względem artystycznym – jak już wspominałam nie czuję się właściwą do tego osobą – chciałabym napisać kilka zdań na temat, jaki został w nich poruszony – bardzo trudnego tematu – eutanazji.
Problem dotyczący eutanazji rozpatrywać można w wielu aspektach; ja poniżej napisałam kilka swoich myśli czy mamy prawo domagać się, aby inni uznali eutanazję za prawne działanie, czy może ważniejsze jest, abyśmy postępowali zgodnie z własnym sumieniem. Każdy z nas ma prawo do indywidualnego postrzegania tego problemu, w zależności od wielu osobistych czynników, doświadczeń życiowych, więc poniższe myśli są po prostu przedstawieniem mojego poglądu.
Jestem przeciwna zalegalizowaniu eutanazji. Nie twierdzę jednak, że mamy sztucznie i za wszelką cenę podtrzymywać kogoś przy życiu nie patrząc na koszty (nie mam tu bynajmniej na myśli aspektu ekonomicznego, lecz kwestię poszanowania ludzkiego życia). Obawiam się jednak, że uczynienie z eutanazji działania zgodnego z prawem doprowadziłoby do stopniowego zwiększania sytuacji upoważniających do przeprowadzania eutanazji, licznych nadużyć takich jak: wywieranie presji na pacjencie (zarówno ze strony lekarzy jak i rodziny), by wyraził zgodę na eutanazję; obniżenie się, jakości medycyny paliatywnej i zahamowanie jej rozwoju; eutanazja mogłaby stać się formą ”leczenia”.
Dlatego też bliższa mi jest bohaterka filmu „Kocham Cię od tak dawna”, która do końca swojego życia gotowa jest ponosić odpowiedzialność za swoje działanie, nie tłumaczy się przed innymi ze swojego czynu (podania śmiertelnej dawki trucizny, aby skrócić cierpienie synka), tym bardziej nie wymaga od społeczeństwa uznania tego zachowania za słuszne. Natomiast nie do końca zgadzam się z bohaterem filmu „W stronę morza”, który domaga się akceptacji (niech sobie przeczyta i wyciągnie wnioski..) i przyznania mu prawa do pozbawienia się życia. Tak jakby ważniejsze dla niego było uznanie jego postępowania za słuszne przez wszystkich innych ludzi od pełnej zgodności z sobą samym.
Cieszę się, że nigdy nie byłam i mam nadzieję, że nigdy nie będę w sytuacji podobnej do tych mających miejsce w życiu bohaterów filmów, gdzie mogę być zmuszona rozważać dokonanie eutanazji. Czysto teoretycznie: chyba bym gotowa była dokonać eutanazji w wyjątkowej sytuacji, ale tylko, gdy zgodne by to było z moim sumieniem, gdybym uważała, że dokonanie tej straszliwej czynności, (bo pozbawienie kogoś lub siebie życia zawsze będzie czymś strasznym) jest najlepszym i jedynym posunięciem w danej sytuacji. Jednak mam nadzieję, że nigdy nie będę mogła się przekonać jak w danej sytuacji bym postąpiła.

Dodaj komentarz