Jak zdobyć rzesze widzów i zgromadzić ich przed ekranami kin? Wystarczy pokazać coś, co jest już dobrze znane. Hollywood już dawno porzuciło oryginalność na rzecz bezpieczeństwa i prezentuje ponownie odtworzone schematy i historie. W tym roku kina obfitują w wiele takich produkcji. Jedną z nich jest „Jurassic World”.
Rok 1993. Na ekrany kin wchodzi „Park Jurajski”. Dinozaury zostają przywrócone do życia i stają się idealną rozrywką. Park zostaje udostępniony dla niewielkiej grupy jeszcze przed otwarciem. Wszystko wymyka się z pod kontroli i dinozaury wyposażone w zwierzęcy instykt zjadają wszystko co spotkają na swojej drodze. Produkcja okazała się ogromnym sukcesem i doczekała trzech kontynuacji. Najnowszą można oglądać aktualnie w kinach.
Mija 22 lata od tragicznych wydarzeń z Parku Jurajskiego. Fani dinozaurów nie rozpamiętują przyszłości i tłumnie przybywają do nowego parku rozrywki na wyspie Isla Nublar. Wyposażony w najnowsze technologie i wiele atrakcji wydaje się być idealnym i przede wszystkim bezpiecznym miejscem dla rodzinnych wycieczek. „Zwykłe” dinozaury nie robią jednak już takiego wrażenia jak kiedyś. Postanawia się więc stworzyć hybrydę – stwora większego, groźniejszego i bardziej spektakularnego niż znane gatunki. Wszystko idzie zgodnie z planem dopóki najnowsze dziecko naukowców nie wykorzystuje swojej inteligencji i nie wydostaje się na terytorium parku. Rozpoczyna się krwawa jatka i walka
o przetrwanie…
Film wyreżyserowany przez Colina Trevorrowa trzyma w napięciu i jest całkiem dobrym widowiskiem. Popisem są efekty komputerowe dość realistycznie odtwarzające prehistoryczne gady. Sama wyspa
i krajobrazy zapierają dech w piersi a liczne, wymyślone przez producentów atrakcje w Parku zachwycają technologicznymi rozwiązaniami. Kreacja postaci jest jednak dość powierzchowna. Głowni bohaterowie to kierowniczka parku Claire Dearing (w tej roli Bryce Dallas Howard) oraz trener raptorów Owen Grady (odgrywany przez Chrisa Pratta). To typowo stereotypowy obraz – kobieta sukcesu biegająca po lesie w szpilkach i eks-żołnierz, twardziel, który niczego się nie boi. Jak przystało na hollywoodzką produkcję nie mogło obyć się bez wątku miłosnego.
Film nie jest moralizatorski i to jego ogromny plus. Nie nadbudowano tu żadnej ideologii, nie wyposażono go w „przepis na życie”, co jest ostatnio dość częstym zabiegiem wykorzystywanym przez twórców. Po raz kolejny pokazuje, że natura jest nieokiełznana i nie da się pokonać ani zmienić odwiecznych praw natury. Silniejszy zjada słabszego, im więcej zębów tym większa szansa na zwycięstwo a najlepszym ratunkiem przed dinozaurem jest ucieczka.
„Jurassic World” nie jest niczym oryginalnym. Odtwarza schematy i silnie nawiązuje do poprzednich części, głównie pierwowzoru z 1993 roku. Kalką są bohaterowie i wydarzenia. Jest jednak zrealizowany z rozmachem i nie zanudza widza. Jeśli więc chcecie się rozerwać i obejrzeć coś lekkiego, to film ten z pewnością was nie rozczaruje.